Bar "Solinka"
Wracamy do wakacyjnych tematów.
Przemierzając często drogę Dołżyca – Cisna – Dołżyca, mijaliśmy niezbyt ładny budynek z napisami „Solinka zaprasza” i „Dania domowe”. Może ten wygląd nie zachęcał, żeby zajrzeć do środka. Od razu przychodził na myśl głęboki PRL, gdzie lokale gastronomiczne witały nas aluminiowymi sztućcami, wytartą ceratą na stolikach, wyszczerbionymi talerzami z napisem „Społem”, herbatą podaną w szklankach „musztardówkach” i nieodzownym brudnym zeszytem z dumnym napisem „Książka życzeń i zażaleń”. Jednak ciekawość wzięła górę i podreptaliśmy po mostku, którego styl ciężko określić, do środka. Wnętrze baru „Solinka”, to idealny PRL, ale czysto i bez aluminiowych sztućców. Dostaliśmy menu pisane odręcznie i tu już lekki niepokój. Tym bardziej, że ceny bardzo przystępne. Złożyliśmy zamówienie i czekamy. Pani przyniosła nasze talerze, zjedliśmy i …
Niesamowite zaskoczenie. Jedzonko palce lizać, naprawdę domowe, pani bardzo miła, a na tarasie bieszczadzkie powietrze. Ludziska, chcecie dobrze zjeść i tanio, wejdźcie do baru „Solinka”. Tam nie straszy. Oferta szczególnie dla młodych turystów, których portfele, przeważnie, do pękatych nie należą. Jak, to człowiek często się myli, sugerując się tylko zewnętrzną otoczką. Zjedliśmy tam jeszcze parę obiadów (tam gdzie stale jadaliśmy, kucharz parę razy źle się czuł) rozpamiętując czasy PRL-u.