Na Wetlińskiej lato, jesień i zima
Obiecaliśmy sobie, że jak tylko dopisze pogoda (bez deszczu i mgły), bez tłoku turystów wejdziemy na Połoninę Wetlińską. Od rana dzień zapowiadał się piękny, bezchmurne niebo, szczyty połonin i Smereka w śniegu, a więc idziemy. Niestety już dojeżdżając do parkingu na Przełęczy Wyżnej staliśmy w ,,korku”. Będąc na urlopie zapomnieliśmy, że 14 października to Dzień Edukacji Narodowej. Na miejscu okazało się, że nie ma gdzie zaparkować auta. Mnóstwo autokarów z wycieczkami. Połowa z nich to pewnie nauczyciele, którzy zapragnęli zdobywać bieszczadzkie szczyty w ramach długiego weekendu. No cóż, skoro udało nam się znaleźć miejsce na samochód, to idziemy.
Trudno napawać się pięknem gór, skoro wokół tylko turyści. Ale to, co zobaczyliśmy na szczycie urzekło nas całkowicie. Przy bardzo dobrej widoczności (tzw. inwersji termicznej, która sprzyja zatrzymywaniu zanieczyszczeń powietrza przy powierzchni ziemi) mieliśmy okazję zobaczyć Tatry (odległość w linii prostej to ok. 170 – 190 km), niestety nasz aparat tam nie sięga. Natomiast z drugiej strony szczyty gór leżących już na Ukrainie. Biały ,,mur”, to Połonina Borżawska, a na niej najwyższy szczyt całego pasma Bieszczadów (Pikuj 1408 m ), ale także znacznie bardziej odległy Stoj (1677 m).
Oprócz tego mieliśmy okazję zobaczyć sesję zdjęciową pary młodej, która w chłodzie (żeby nie powiedzieć zimnie) dzielnie pozowała do zdjęć. W przerwach w fotografowaniu zakładali na siebie ciepłe kurtki i czapki. Ale nam się trafiła gratka 🙂 Mimo tłoku wracaliśmy szczęśliwi, mijając po drodze małego liska, który odważnie zabierał kanapki pożywiającym się przy ławce turystom.