Solina – jesień 2016
Będąc latem w Bieszczadach staramy się raczej unikać Soliny. Chyba, że trafia się jakaś okazja wyjazdu, ale robimy to raczej niechętnie.
Ponieważ pogoda rano nie zachęcała do pieszych wędrówek, decyzja krótka – Solina. Byliśmy zdziwieni pustką, którą zastaliśmy. Latem dojście do zapory to niemal zakopiańskie Krupówki (stoisk z chińszczyzną co niemiara, góralskie ciupagi, muszelki znad morza itp.). Jak widać na zdjęciach życie w Solinie niemal zamarło. Handel znikomy, tylko kilka stoisk z pamiątkami otwartych, łodzie przygotowane do zimy, odwrócone do góry dnem, prawie pusta zapora, cisza wokół. Aż trudno uwierzyć, że jesteśmy w Solinie gdzie latem hałas, zgiełk, harmider, wesołe miasteczko skąd muzyka brzmi ,,ile fabryka dała”. No cóż i w sezonie i poza nim, to miejsce ma swój urok. Każdy znajdzie tam coś dla siebie o każdej porze roku.